Cześć, zapraszamy na Garażowe rozmowy – weź krzesełko i rozgość się, farelka już grzeje, zaraz będzie cieplej. W tym tygodniu chcielibyśmy zapytać o egzamin na prawo jazdy.

W różnych krajach różnie bywa, ale przyjęło się sądzić, że w Polsce kursy nauki jazdy przygotowują nie tyle do faktycznego, samodzielnego poruszania się samochodem, a raczej do zdania egzaminu – choć oczywiście w dużej mierze zależy to od konkretnej szkoły jazdy czy chociażby od miasta, w którym kursant miałby zdawać. Tym niemniej trudno się tym opiniom dziwić, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że egzamin na prawo jazdy w ostatnich latach przeszedł wiele zmian, raczej nieszczególnie lubianych przez społeczeństwo.

Za którym razem zdałeś egzamin na prawo jazdy?

Ja przystąpiłem do egzaminu (w moim przypadku chodziło o kategorię B) najwcześniej jak mogłem, tj. jakieś półtorej dekady temu. Z teorią nie miałem problemu i udało się sprawę zamknąć przy pierwszym podejściu, gorzej niestety wyglądał egzamin praktyczny.

W wojewódzkim ośrodku ruchu drogowego w którym zdawałem swój egzamin, przy pierwszym podejściu do części praktycznej miałem pecha trafić na legendę ośrodka, bardzo przykrego jegomościa, który znany był z tego, że mało komu zaliczał. Część na placu o dziwo jakoś poszła, choć gdy na pytanie o sprawdzenie działania świateł stop odpowiedziałem, że można poprosić osobę trzecią, odburknął coś w stylu A CO JA JESTEM W TRZECH OSOBACH CZY CO. Ogólnie był zresztą dokładnie takim człowiekiem jak go wszyscy zgodnie opisywali i traktuję w kategoriach cudu to, że jeździłem z nim po mieście przez 40 minut – po wyprowadzeniu mnie na drogę bez oznakowania poziomego uznał jednak, że „nie czuję wymiarów samochodu” i tyle było z mojego egzaminu.

egzamin na prawo jazdy

fot. Freepik, Freepik.com

Swoją drogą, nie wiedziałem wtedy, że mimo niezdanego egzaminu można za kierownicą dojechać z powrotem do ośrodka, więc prowadził on. Mało by brakowało a by mnie krew zalała, bo egzaminator na każdym, KAŻDYM skrzyżowaniu zaciągał hamulec ręczny, a spuszczał go i ruszał dopiero wtedy, gdy światło zielone było już dosyć dojrzałe. Ja daleko lepiej i sprawniej ruszałem z miejsca na mojej pierwszej jeździe na kursie.

Drugie podejście było już skuteczne, choć też z przygodami

Samochód egzaminacyjny był taki sam jak wcześniej – był to Chevrolet Aveo z doskonale wykrywającym z dużej odległości wszelkie wzniesienia silnikiem 1.2. Auto miało duży problem, żeby odpalić – rozrusznik kręcił bardzo dobrze, tyle że bezskutecznie. Gdy już się udało, usłyszałem: „proszę go nie zdławić, bo nie odpalimy”.

egzamin na prawo jazdy

Niech zdjęcie Was nie zmyli – z silnikiem 1.2 to się nie rozpędzało do takiej prędkości.

Szczęśliwie udało się tego potwora nie zadusić, natomiast gdy egzaminator poprosił, by na chwilę zaparkować i na niego poczekać, po chwili czekania zauważyłem, że lusterko wsteczne jest przestawione do pozycji przeciwdziałającej oślepianiu przez auta z tyłu. Ze stresu nie miałem pojęcia, czy nie zauważyłem tego wcześniej, jednak jestem zdania, że to raczej egzaminator w którejś chwili mi to lusterko przestawił i czekał, aż się zorientuję. Po chwili namysłu przestawiłem je z powrotem gdy pasażera nie było w aucie, tylko po to by potem przez dwa tygodnie stresować się, że co jeśli obejrzą nagranie z egzaminu i mi go za to obleją. Poza tym, i poza koniecznością powtórzenia parkowania prostopadłego, poszło mi na tyle dobrze, że zdobyłem upragnione uprawnienia.

Pierwsza jazda po zdobyciu prawa jazdy. I tak, zabrałem ten papierek spod pióra wycieraczki.

Teraz Wasza kolej. Może też macie do tego jakieś anegdoty z egzaminów?

 

Zdjęcie główne: aleksandarlittlewolf, Freepik.com