Stylizacja retro, kontrowersyjne detale, odważna stylistyka, silnik V12 kręcący się do 9500 obr./min., zero elektryfikacji. Ferrari 12Cilindri jest wyjątkowe i tym razem nikt nie oskarży włoskiego producenta o wprowadzającą w błąd nazwę.
Wolnossąca widlasta dwunastka z przodu, długa maska i napęd na tył. Tymi słowami można określić pierwsze drogowe Ferrari w historii. Od tego czasu napędzane silnikiem V12 samochody stały się wizytówką marki. Ferrari 12Cilindri kontynuuje linię modelową, zastępując model 812 w roli flagowego GT marki. I na pierwszy rzut oka robi to naprawdę dobrze.
Ferrari 12Cilindri to nowe wcielenie Daytony
Stylistycznie 12Cilindri bez wątpienia nawiązuje do modelu 365 GTB/4 Daytona z przełomu lat 60. i 70. XX w. Proporcje, czarna blenda między światłami, kształt kloszy przednich świateł… Podobieństw nie brakuje. Przechodząc do nowoczesnych modeli, Ferrari 12Cilindri wydaje się siedzieć gdzieś między nieco przekombinowanym wizualnie 812 i klasycznie piękną, lecz zachowawczą Romą. To co będzie wzbudzać kontrowersje, to wspomniane czarne wstawki i przerysowane detale. Projektant ogłosił, że czarne wstawki zostaną zmienione na pomalowane w kształcie nadwozia „po jego trupie”.
W redakcji największa krytyka spotkała… tylne błotniki. Dla jednych nadają całości muskularności i agresywnego wyglądu, dla innych są to bulwy psujące ciągłość linii nadwozia. Moim ulubionym elementem są czarne wstawki przy tylnej szybie, niestety działają wizualnie tylko w przypadku wersji z twardym dachem. Wizualnie, bo są to elementy aktywnego pakietu aerodynamicznego i przemieszczają się wraz z przekroczeniem 100 km/h, zapewniając przy tym do 50 kg docisku – niestety trudno się do tego odnieść, bo Ferrari nie podało przy jakiej prędkości możemy się tego docisku spodziewać.
12Cilindri – flagowy „ficzer” nowego Ferrari
Najważniejszym elementem 12Cilindri jest serce, od którego pochodzi nazwa. Pod maską znajdziemy 6,5-litrowe V12, które kręci się do 9500 obr./min. i zapewnia 830 KM. Do setki rozpędza się w 2,9 s. Według wielu producentów dla takich silników nie ma dzisiaj miejsca – wysokie obroty, duża pojemność, sporo cylindrów i brak dopingu w postaci turbodoładowania czy elektryfikacji utrudnia spełnienie rygorystycznych, współczesnych norm. Jednym z rozwiązań jest przekierowanie sporej części dźwięku do wnętrza kabiny. To rozwiązanie z pewnością bardziej ucieszy autorów przepisów niż osoby postronne cieszące się dźwiękiem silnika. Mnie za to ciekawi jak w praktyce takie rozwiązania wpłyną na dźwięk wewnątrz, oraz na ile faktycznie przydają się do obchodzenia regulacji, biorąc pod uwagę istnienie wersji z otwartym dachem.
We wnętrzu ekranoza, ale z gustem
Wszechobecne ekrany dopadły również Ferrari, jednak w przypadku 12Cilindri mamy do czynienia z bardziej staroświeckim i eleganckim podejściem. Nie uświadczymy tutaj popularnych w ostatnich latach „nagrobków” – wszystkie ekrany są klasycznie zabudowane i nie wyglądają na przyklejone w ostatniej chwili przez znudzone dziecko projektanta. Projekt kierownicy, manetek i reszty wnętrza to typowe współczesne Ferrari. Niestety, właściciele 12Cilindri będą mieli również powody do narzekania – sterowanie ogrzewaniem foteli i klimatyzacją zostało przeniesione na ekran dotykowy.
Nowy samochód, stare podwozie
Również w klasycznym dla Ferrari stylu, 12Cilindri czerpie garściami z mechaniki 812. Zawieszenie, tylna oś skrętna oraz ogólnie pojęte podwozie jest w większości kopią poprzednika. Pomimo krótszego o 20 mm rozstawu osi, 12Cilindri jest cięższe od 812. Według oficjalnych danych producenta, na sucho nowe GT of Ferrari ma ważyć 1560 kg. W tej kategorii samochodów wciąż mówimy o wadze piórkowej, oczywiście zakładając, że wierzymy na słowo włoskiemu producentowi. Niestety, poza większą masą do negatywnych zmian można zaliczyć przejście na system „brake by wire”, chociaż wątpię, żeby którykolwiek z przyszłych właścicieli miał narzekać na gorszy feedback pedału hamulca podczas upalania na torze.
12Cilindri to idealne Ferrari
12Cilindri jest idealnym przykładem tego, z czego słynie Ferrari. Współczesne GT z wyjątkowym silnikiem, kontrowersyjnymi rozwiązaniami stylistycznymi, nawiązaniami do tradycji oraz… pewnym zaskakującym cięciem kosztów po stronie producenta. Jedyne co powinno być zmienione to nazwa – 12Cilindri aż prosi się o dopisanie „Daytona” na końcu i mam wrażenie, że tak właśnie by się nazywało, gdyby nie SP3 Daytona zaprezentowana 2 lata temu. Przynajmniej korzystając z nazwy 12Cilindri nikt nie oskarży o wprowadzanie klientów w błąd, a Ferrari nie będzie musiało tłumaczyć się, dlaczego ich GT nie jest produkowane w Stanach. Albo dlaczego Berlinetta Boxer nie ma silnika typu bokser.





