W pewnym sensie ten artykuł to kilkustopniowy test wiedzy o nietypowych autach. Pierwszy, łatwy etap, to wiedza o istnieniu samego Cygneta. Kolejny stopień wtajemniczenia to jednostkowa wersja V8 – słyszeliście o niej? Jeśli nie, lub zdążyliście o niej zapomnieć, to trafiła się świetna okazja do jej poznania – jedyny Aston Martin Cygnet V8 został wystawiony na sprzedaż.
Zacznijmy jednak od samego początku. Około 14 miliardów lat temu… nie, zaraz, nie tak odległego początku. Wystarczy ten kawałek historii, który mieści w sobie powstanie pomysłu na Cygneta oraz dzień dzisiejszy. Jak właściwie doszło do tego, że brytyjska marka znana głównie z ekskluzywnych GT sprzedawała 3-metrowe miejskie pudełeczko?
Aston Martin Cygnet to niecodzienny wytwór norm emisji
Współcześnie producencką walkę z normami kojarzymy głównie z elektryfikacją w rozmaitych formach, jednak kilkanaście lat temu był to temat raczej egzotyczny. Stąd też gdy Unia Europejska zapowiedziała wprowadzenie standardów średniej emisji CO2 liczonej dla całej oferty marki, w Astonie postanowiono wprowadzić własny, maksymalnie oszczędny (a więc emitujący mało CO2) model. Tylko oczywiście nie tak całkiem własny – nie ma co wyważać otwartych drzwi, lepiej wziąć porządnego gotowca i opakować go po swojemu. Brytyjczycy postanowili umówić się z Toyotą – wzięli ich najmniejszy model iQ z czterocylindrowym 1.3, opakowali po swojemu z zewnątrz i wewnątrz i voila – Aston Martin Cygnet gotowy. Z oficjalnym spalaniem na poziomie 4 litrów na setkę miał z powodzeniem równoważyć emisje paliwożernych V8 i V12 z pozostałych modeli. Tak dla przypomnienia – emisje CO2, w przeciwieństwie do np. tlenków azotu, węglowodorów czy cząstek stałych są liniowo zależne od spalania – jeśli auto pali np. dwa razy więcej tego samego paliwa, to emituje dwa razy więcej CO2.
„Miał równoważyć” to nieprzypadkowe sformułowanie. Brytyjczycy planowali sprzedawać około 4000 sztuk Cygneta rocznie – tymczasem sprzedało się ich kilkaset. Nie, nie rocznie – razem, od roku 2011 do 2013, gdy z racji tak szalonej popularności postanowiono zakończyć produkcję przebranej Toyoty iQ. Zapewne przyczyniła się do tego cena wysokości około 30 000 funtów, co stanowiło… trzykrotność ceny japońskiego oryginału. Jakże to mogło się nie udać? To jednak nie był koniec historii Astona Martina i miejskiego autka.
Jedyny taki Aston Martin prosto od Q
Wiadomo, gdy chce się mieć Astona Martina, ale zupełnie wyjątkowego, nie seryjną „masówkę” – należy się zwrócić do Q. I bynajmniej nie trzeba do tego być agentem jej… jego królewskiej mości – Q by Aston Martin to dział brytyjskiej marki odpowiedzialny za spełnianie szczególnych życzeń klientów. Muszę przyznać, że ta nazwa to marketingowe mistrzostwo – któż by nie chciał mieć Astona od Q? Wróćmy jednak do Cygneta. Parę lat po zakończeniu produkcji do producenta zgłosił się jeden z właścicieli tego małego modelu, z prośbą o zainstalowanie w nim V8. Czyste szaleństwo, i, zdawałoby się, zadanie ocierające się o niemożliwość. Jednak firma podjęła się wyzwania i zabrała się do pracy.
W 2018 roku na Goodwood Festival of Speed, jeszcze przed przekazaniem go pomysłowemu klientowi, został zaprezentowany efekt – Aston Martin Cygnet V8, znany też jako V8 Super Cygnet.
Cygnet V8 to hybryda – konkretnie Toyoty iQ z Astonem Martinem Vantage S
Znów, Brytyjczycy nie wyważali otwartych drzwi – wzięli przednie i tylne ramy pomocnicze z całym zawieszeniem, napędem (oczywiście pomijając krótszy wał napędowy), hamulcami i kołami z modelu Vantage S. Skoro wszystko razem działało w nadwoziu większego coupe, to i w mikrym hatchbacku powinno się sprawdzić. Ale oczywiście samo nadwozie wymagało poważnych modyfikacji, by to wszystko w nim zmieścić. Pojawiła się w nim wbudowana klatka bezpieczeństwa, tunel napędowy, zupełnie nowa przednia gródź i odpowiednie punkty montażowe dla elementów z Vantage’a. Z coupe pochodzi również zestaw wskaźników – nic dziwnego, oryginalnym po prostu zabrakłoby skali. Jest on osadzony w nowej, karbonowej desce rozdzielczej, wymuszonej przez inną gródź.
Oznacza to, że Super Cygnet ma pod króciutką maską wolnossący silnik 4.7 V8 o mocy 436 KM i momencie obrotowym 490 Nm, który przekazuje całą tę potęgę na tylne koła przez siedmiobiegową zautomatyzowaną przekładnię. W efekcie pierwsza setka pojawia się na prędkościomierzu już po 4,2 sekundy, a wskazówka zatrzymuje się podobno na 274 km/h – co sugeruje, że ktoś był na tyle odważny, by to sprawdzić. Odwagę mogą wspomagać potężne hamulce – 380-milimetrowe tarcze z 6-tłoczkowymi zaciskami z przodu i 330 mm i 4 tłoczki z tyłu. Gotowa do jazdy całość waży sporo jak na coś tak małego, bo 1375 kg, ale z drugiej strony i tak daje to całkiem imponujące 317 KM na tonę.
Teraz tym dzikim maluchem będzie mógł nacieszyć się kolejny właściciel
Pierwszy, i jak dotąd jedyny, przejechał nim niecałe 2900 mil, czyli około 4650 km. Jak widać tak intensywne doświadczenia warto aplikować w niewielkich dawkach. Auto zostało wystawione na sprzedaż przez zlokalizowanego nieco na północ od Londynu dealera specjalizującego się w Astonach Martinach. Co nie dziwne przy takim przebiegu, stan auta jest określany jako „niemal jak nowy”. Ciekawostką jest za to fakt, że Cygnet V8 otrzymał dedykowaną instrukcję obsługi, która oczywiście jest dołączona do zestawu. Ktokolwiek jednak chciałby go kupić, powinien się śpieszyć – już w chwili pisania tego tekstu samochód widnieje jako zarezerwowany.





