Toyota Celica ma szansę na powrót na rynek – byłaby to ósma generacja tego modelu.

Prezes i dyrektor generalny japońskiej marki, Akio Toyoda, w wywiadzie dla magazynu Best Car przyznał, że poruszył wewnątrz firmy kwestię powrotu modelu Celica w jej ósmej odsłonie. Rajdowe dziedzictwo może stać się solidną bazą do wprowadzenia na rynek kolejnego samochodu ze znaczkiem Gazoo Racing – obecnie są już na rynku GR86, GR Supra, GR Yaris (niemający wiele wspólnego z kapeluszowo-grzybiarską wersją 1.0 do turlania się w tempie lodowca) oraz GR Corolla. I to ostatnie nie jest najdziwniejsze, bo krążą też pogłoski o Priusie w wersji wyczynowej. Nie ma póki co koralikowych mat na siedzenia sygnowanych logiem GR, ale być może wszystko przed nami. Inny prezes Toyoty, pan Tsuneji Sato, oświadczył niedawno, że chętnie zobaczyłby Celikę ósmej generacji. Słowa prezesa nie wiatr, a słowa dwóch prezesów to już co najmniej wichura.

Jeśli taryfa nie może być tania, to niech chociaż będzie szybka.

Wiadomo nawet, co wydarzyło się jakiś czas temu w biurze prezesa Toyoty:
– Musashi, do mnie!
– Hai, Akio-san!
– Potrzebna jest nowa generacja Toyota Serika. Zajmiesz się tym natychmiast.
– Akio-san, ale ostatnia Serika to 2006 rok, nie mamy już nawet w magazynach zapasów Toyota Celocku!
– Kwestionujesz polecenie zwierzchnika, Musashi? Co to za wykręty?
– Iie Akio-san, iie! Nigdy bym się nie ośmielił na taką bezczelność, Akio-san!
– Otsukaresama desu. Dobrze, weźmiesz do pomocy Shiro i…
– Błagam o wybaczenie Akio-san, Shiro zmarł niedawno na karoshi.
– Znów nędzne wykręty niegodne poddanego cesarza. No trudno, weź kogoś innego i działajcie. Nippon banzai!
– Nippon banzai, Akio-san!

Toyota Celica VII (T230) – all show but no go

Z ostatnią – siódmą – generacją Celiki, o kodzie fabrycznym T230, rozstaliśmy się w 2006 r. i jak dotąd nie doczekała się następcy pod tą samą nazwą. Wpisywało się to w ówczesne trendy rynkowe, te same, które wyeliminowały Forda Pumę, Opla Tigrę, Hyundaia Coupe i tego typu przystępne cenowo modele, które pod przyciągającym oko nadwoziem skrywały przeważnie całkiem cywilne silniki oraz osiągi nielicujące z wyczynowym wyglądem. Najmniej pochlebne określenie, jakie słyszałem o tego typu samochodach, to „auto dla fryzjera” i Toyota Celica siódmej generacji z rajdowej historii zachowała przede wszystkim hałaśliwość. Silniki do wyboru były dwa, ale o tej samej pojemności: 1,8 litra. Wariant bazowy – VVT-i – miał 143 KM, a ten wzmocniony – VVTL-i – 192 KM, osiągane zresztą przy nieprzyzwoicie wysokich 8250 obr./min. Po napędzie AWD nie zostało nawet śladu, dostępny był tylko FWD, a podsterowność przy dodawaniu gazu na łukach dało się wyczuć.

Miałem kiedyś takiego, czyli kiedyś to były Toyoty

Toyota Celica

Handlarska fota zaraz po myjni.

Potrzebny był samochód na dojazdy do pracy, a więc nienatrętny w utrzymaniu na chodzie, a przy tym taki, który zawsze odpali i pojedzie, nie wymagając przy tym podlewania wiadrami forsy. Od wejścia w posiadanie Yarisa lub czegoś równie fascynującego jak podziwianie schnącej farby odwiodła mnie żona, twierdząc że na Yarisy jestem o dobre 30 lat za młody i że taka Celica całkiem bojowo wygląda. Swoje dołożył też kolega z technikum, który informację o tym, czego konkretnie szukam, skomentował „fajnie że wreszcie bierzesz jakiś ciekawy samochód, ale ten model ma dużą wadę – często wybierają go tacy jak ja”. Tacy jak on dostawali regularnie mandaty za przekroczenie prędkości albo pałowanie do odcinki na rondach i skrzyżowaniach, zaś stan techniczny wielu oglądanych pod kątem zakupu Toyot tylko to potwierdzał. Ale w końcu się udało znaleźć rokujący egzemplarz.

Toyota Celica

Strzeżcie się, to zaraźliwe.

Silnik 1.8 (1ZZ-FE) występował również w Corolli i Avensisie, zatem żadna egzotyka ani konieczność sprowadzania filtrów od tego jednego typa z Malezji, który rzadko odpisuje na maile. Podpijanie oleju występowało w ilościach, które producent określał wygodnym „ten typ tak ma”, a użytkownicy potwierdzali – tak ma. Inną przypadłością, już wyłącznie modelu Celica, były siłowniki tylnej klapy – dzielą się na zepsute i te już wymienione.

Toyota Celica

Wszyscy kochają bezramkowe drzwi, a na klapie bagażnika można by grać w cymbergaja na czterech.

Do zalet na pewno można zaliczyć widok w czyimś lusterku, który zwykłemu użytkownikowi dróg przywodził na myśl coś znacznie szybszego i mocniejszego, a nie fryzjerowóz z silnikiem Corolli. Skutkowało to tym, że wielu uprzejmie odsuwało się do prawej krawędzi, umożliwiając komfortowe i sprawne wyprzedzanie skromnym w gruncie rzeczy stadem 143 KM. Inną cechą, którą można poczytać za zaletę, było przyciąganie spojrzeń i zainteresowania – kilkuletnie kajtki pokrzykiwały „łooo ale super fura”, „taka sama jak w Need for Speed”, ojcowie tychże kajtków pytali o spalanie albo moc i z niewytłumaczalną tęsknotą obracali się jeszcze choć raz przed powrotem do swoich kombi na ropę. Małostkowe i głupie, ale jednak wywoływało miłe ciepłe uczucie w brzuszku.

Duża i ciężka klapa bagażnika to poważny biznes.

Pozycja za kierownicą przypominała tkwienie w misce, ale trudno oczekiwać czegoś innego, jeśli z miejsca kierowcy można było oglądać znaczki na atrapach chłodnic SUV-ów i dostawczaków. Detale wnętrza wskazywały na dalsze pokrewieństwo ze zwyklejszymi codziennymi Toyotami – choćby nieśmiertelny Toyota Clock, którego producent we wczesnych latach 80. zamówił chyba około półtora miliarda sztuk i konsekwentnie zużywał w kolejnych modelach.

Toyota Celica

Zegary startują z godziny szóstej jakby to był prawdziwy sportowy samochód.

Czy nowa wspaniała Toyota Celica znajdzie sobie rynkową niszę?

Umiarkowanie entuzjastyczne przyjęcie modelu GT86, teoretycznego następcy Celiki, nakazuje powściągnąć nadzieje i oczekiwania. Moda motoryzacyjna wygląda dziś zupełnie inaczej niż dwie dekady temu. Z drugiej strony rozpoczęta w ostatnich latach ofensywa modelowa Toyoty pozwala przypuszczać, że znajdzie się czas, budżet i limity emisji spalin na produkcję czegoś ponad kolejne hybrydowe mydelniczki, od których Excel jarzy się miłą, kojącą zielenią. Drugi raz bym takiego wozu nie kupił, bo zdążyłem z tym grubo przed kryzysem wieku średniego, „głośny, krzykliwy i niewygodny samochód” mam już odhaczony, niepotrzebne mi też ponowne wpadanie do nieckowatego fotela po to, by dewastować sobie słuch ryczącym wydechem (skonstruowanym we współpracy z Yamahą, a nie jakimś pozerskim Atrapovicem). Ale niejeden nie zdążył albo przynajmniej kupiłby coś tego typu synowi, a potem będzie mu podbierał niby na przegląd albo do sklepu podjechać. I tak trzeba żyć, zatem do dzieła, Akio-san. Nippon banzai!

Spodobał Ci się ten tekst? Rozważ postawienie nam wirtualnej kawy - dzięki!

Postaw mi kawę na buycoffee.to