Podobno każdy tzw. petrolhead powinien przynajmniej raz w życiu mieć Alfę Romeo. Nie jestem jednak pewien, czy Alfa Romeo T10 się kwalifikuje.

Gdy słyszymy frazę „Alfa Romeo”, w głowie mamy zazwyczaj czekanie na lawetę na poboczu atrakcyjnie stylizowane samochody o usportowionym charakterze. Jeśli jesteśmy nieco starsi, mogą być to niewielkie, pełne charakteru coupe lub klasyczny roadster. Jeżeli nasz PESEL nie przywodzi na myśl balkonika, baterii medykamentów do przyjęcia po każdym posiłku i domu opieki „Złota Jesień”, będą to zapewne ładne (choć nie zawsze) i szybkie ale niszowe sedany. Mało kto jednak pomyśli o dostawczaku, który nie osiągał nawet 100 km/h – a taka Alfa jest dziś do podjęcia na aukcji Bonhams. I to w wersji kempingowej.

Alfa Romeo T10

Alfa Romeo T10 Autotutto – cóż to takiego?

W dość trudnych latach powojennych Europa bardziej od reprezentacyjnych limuzyn i szykownych coupe potrzebowała busów i ciężarówek. W latach 50. gospodarka wciąż jeszcze wygrzebywała się z gruzów i konieczne były pojazdy, które te gruzy wywiozą, w drodze powrotnej przywożąc materiały budowlane i towary na handel. Dlatego na rynku pojawiały się coraz to nowe dostawczaki we wszelakich rozmiarach. Wśród nich pojawiła się również Alfa Romeo T10 Autotutto (czyli Autowszystko), zwana również… Romeo. Tak. Alfa Romeo Romeo. Ale głupi ci Rzymianie.

Alfa Romeo T10

Co ciekawe, nie była to pierwsza użytkowa Alfa w historii – już w latach przedwojennych firma produkowała pełnowymiarowe ciężarówki. Duży pojazd ciężarowy ze scudetto zdobiącym front kabiny powstał również po wojnie – nosił nazwę Mille (czyli Tysiąc) i ponoć wyróżniał się… ponadprzeciętną awaryjnością.

Alfa Romeo T10 Autotutto – cuore nieszczególnie sportivo

Nadwozie nowego busika Alfy opierało się na stalowej ramie. Już wtedy nie była to  szczególnie nowoczesna konstrukcja, ale ułatwiła ona opracowanie sporej liczby odmian. Nieco nowocześniej wyglądał przedni napęd i niezależne tylne zawieszenie na drążkach skrętnych. Oba te rozwiązania pomogły w niższym poprowadzeniu podłogi.

Jednak skoro mówimy o Alfie Romeo, na pewno była ona napędzana czymś ciekawym, prawda? Wszak w gamie włoskiej marki nie brakowało wspaniale brzmiących silników, które zapewniały ponadprzeciętne osiągi.

Otóż tak, ale… nie.

Owszem – Autotutto mogło być napędzane świetną benzynową rzędową czwórką 1.3, pochodzącą z zaprezentowanej rok wcześniej Giulietty. Ten niezwykle nowoczesny silnik, zaprojektowany przez legendarnego Giuseppe Busso, wyróżniał się rozrządem DOHC, co w latach 50. było niemalże rewolucyjnym rozwiązaniem. O ile jednak w Giulietcie jednostka ta osiągała rozsądne 52 KM, w T10 osłabiono ją do… 35 KM.

Alfa Romeo T10

To jednak nie był jedyny silnik dostępny w Autotutto. Drugim była dwucylindrowa, dwusuwowa jednostka wysokoprężna doładowana mechanicznym kompresorem i wypluwająca wściekłe 30 KM. Dla porządku – nie był to silnik Diesla, gdyż niemiecki inżynier opracował czterosuwową jednostkę wysokoprężną, tu zaś suwy są dwa. Przetrawcie to: dwusuw na olej napędowy w Alfie Romeo, która z takim silnikiem była w stanie rozpędzić się do całych 75 km/h. To jest jakieś.

Taki właśnie silnik napędza Autotutto wystawione na dzisiejszej aukcji Bonhams

Ale to nie absurdalna jednostka napędowa jest główną atrakcją tego egzemplarza z 1955 r. Tym, co stanowi tu więcej niż tylko wisienkę na torcie, jest zabudowa. Otóż jest to kamper – a w zasadzie kampervan. Nie jest to oryginalna, fabryczna zabudowa a źródła niestety nie podają, kiedy dokonano konwersji. Wiadomo jednak, że przeróbka została wykonana przy okazji remontu i prezentuje się wyśmienicie. Mamy tu rozkładane dwuosobowe łóżko, składany stolik, jednopalnikową kuchenkę i uroczy, okrągły zlew, a wszystko klimatem i stylistyką dopasowane do sympatycznego zewnętrznego wyglądu Alfy. Nie zabrakło nawet wiklinowego kosza z zestawem talerzy i sztućców. Do tego, dzięki temu, że jest to wersja podwyższona, nie trzeba będzie zbytnio się schylać we wnętrzu.

Pozostaje pytanie, ile trzeba będzie zapłacić za ten egzemplarz. Aukcja nie ma ceny minimalnej, ale przewidywana kwota to między 90 a 110 tysięcy euro, czyli ok. 390-480 tys. naszych polskich złotych. Takie pieniądze za małego busika z 30-konnym, dwusuwowym ropniakiem? Brzmi absurdalnie, ale ponoć slow life jest teraz w modzie.

Choć jeszcze bardziej absurdalna jest wieńcząca opis sugestia, że to najbardziej stylowy sposób na pociągnięcie lawety z 6C 1750.

To znaczy stylowe – niewątpliwie, ale miałbym pewne obawy co do skuteczności.

 

Zdjęcia: Bonhams