Dzień dobry, zapraszamy na Garażowe rozmowy. Tym razem porozmawiamy sobie o wyposażeniu samochodów – o tym, jak działa, a jak działać powinno.

Czasy, w których samochód składał się z podłogi, karoserii, kół, silnika, foteli i kierownicy dawno minęły. Oczywiście jeszcze w latach 90. dało się nawet w Europie kupić modele typu ABC (Absolutny Brak Czegokolwiek), ale teraz jest to najzwyczajniej w świecie niemożliwe, jeśli mówimy o autach fabrycznie nowych – choćby ze względu na wymóg posiadania m.in. systemu stabilizacji toru jazdy (ESP) czy paru innych rzeczy.

Takich jak np. światła do jazdy dziennej

Nie będę tu podejmować dyskusji nt. ich sensowności lub jej braku, bo nie o tym jest ten tekst. Chodzi mi o sam moment ich włączenia, bo jak się okazuje, nawet coś takiego można skaszanić. W wielu autach – wliczając w to chyba wszystkie Fordy, z którymi miałem do czynienia (te wyposażone w DRL-e, ma się rozumieć), światła te uruchamiają się już na zapłonie, więc podczas kręcenia rozrusznikiem przygasają. Nie mam wiedzy, czy to działa jakoś negatywnie na żywotność LED-ów i na szczęście nigdy fabryczne światła do jazdy dziennej mi się nie zepsuły, ale zgaduję, że jest to dla nich co najwyżej neutralne – bo na pewno nie pozytywne.

Czy da się to zrobić lepiej? Da się. W niektórych markach – np. w Toyotach czy w Mazdach – światła te uruchamiają się nie na zapłonie, ani nawet nie zaraz po włączeniu silnika. Włączają się dopiero w chwili wrzucenia biegu lub wręcz ruszenia z miejsca – pomysł prosty do bólu i w tej prostocie doskonały.

Okej – powiecie – ale te DRL-e to nic takiego

No dobra, to dam Wam lepszy przykład z Fordów – czujnik zmierzchu. Mam tak w swoim Galaxy, miałem to samo w Mondeo – jeśli czujnik jest uruchomiony (czyli pokrętło świateł jest w pozycji Auto), to w przypadku gdy wokół auta jest ciemno, światła włączają się… zgadliście, na zapłonie. A potem gasną podczas uruchamiania silnika, by zaraz potem znowu się włączyć, zapewne jeszcze przed tym jak ustabilizuje się napięcie w instalacji elektrycznej. No znakomity pomysł, tylko że wcale nie. Z tego powodu z czujnika zmierzchu korzystam tylko podczas dłuższych podróży przy dobrej pogodzie, żeby samochód samodzielnie włączał światła np. po wjeździe do lasu czy do tunelu. Inna rzecz, że ten czujnik to i tak rewelacja przy absolutnie koszmarnym czujniku deszczu, który najchętniej bym z auta wyrzucił.

garażowe rozmowy

Nie żywię też szczególnie ciepłych uczuć do komputera pokładowego w Hyundaiu i20

Ma on oczywiście wszystko, co mieć powinien, ale ma też jeden denerwujący detal: jeśli przewidywany zasięg samochodu spadnie poniżej kilkudziesięciu (bodajże 30 lub 50) kilometrów, to zamiast kilometrażu pojawiają się kreseczki i jedzie się zupełnie w ciemno – tym bardziej, że analogowy wskaźnik poziomu paliwa do precyzyjnych nie należy i pomimo relatywnie niewielkiej pojemności baku przy tych przewidywanych 50 km zasięgu wskazówka po prostu leży niczym klasa S W220 na padniętym Airmaticu.

Rozumiem, że pewnie w zamyśle miało to zachęcić do jak najszybszego odwiedzenia stacji paliw, wiem też, że jeżdżenie na głębokiej rezerwie nie jest czymś godnym pochwały – tym niemniej chyba jednak troszkę przesadzono. Z drugiej strony, w Galaxy zdarzyło mi się, że komputer wskazywał kilkanaście kilometrów zasięgu, a paliwa zabrakło po kilkudziesięciu, ale metrach – bywa i tak…

A Wy? W jaki sposób poprawilibyście działanie jakichś elementów wyposażenia w autach, które znacie?

 

zdjęcia Fordów: Mateusz Kuchna

Spodobał Ci się ten tekst? Rozważ postawienie nam wirtualnej kawy - dzięki!

Postaw mi kawę na buycoffee.to