Kilka lat temu Audi wprowadziło nowe oznaczenia silników niezależne od pojemności, wzorując się na BMW i Mercedesie. Niestety ten system nie jest zbyt intuicyjny, co najwyraźniej dostrzeżono w Audi. Nowe Q6 już go nie używa, a firma zapowiada – przynajmniej częściowe – wycofanie go też z innych modeli.

Zacznijmy od wyjaśnienia dwóch spraw dotyczących pojemności. Po pierwsze, nic nie wskazuje na to, żeby Audi miało wrócić do oznaczeń opartych na niej, tym bardziej biorąc pod uwagę elektryfikację – warto byłoby mieć spójny system dla różnych napędów, prawda? Poza tym miałoby niewiele sensu, bo – po drugie – współcześnie oznaczenia silników oparte na pojemności ogólnie mają niewiele sensu, przynajmniej w przypadku marek oferujących wybór silników większy niż ze 2 opcje. Popularność modularnych projektów, standardowych pojemności, doładowania i różnicowania mocy oprogramowaniem sprawia, że takie np. Audi A4 miałoby 6 różnych wersji silnikowych oznaczonych jako 2.0 – bez sensu i równie niejasne, co obecny system.

Jakie są obecnie oznaczenia silników Audi?

oznaczenia silników Audi

5.0 TDI? Ha, to byłoby ciekawe. Ale nie, to zwykły diesel 3.0, i to nawet nie ten najmocniejszy.

35 TFSI, 50 TDI i tym podobne, czyli znany z niemieckiej konkurencji pomysł z kilkoma cyframi mniej więcej powiązanymi z mocą silnika. Problem w tym, że w BMW czy Mercedesie te liczby są mniej więcej w pobliżu mocy silnika, albo przynajmniej pojemności, którą mógłby mieć silnik o takiej mocy bez downsizingu – np. 18i to 156 KM, 60i to 530 KM, 220d to 200 KM, a 500 to 449 KM. Tymczasem Audi stwierdziło, że ich liczby muszą być większe, i tak 35 TFSI to 150 KM, a 50 TDI to 286 KM. Nie, nie pasuje to też do momentu obrotowego. Spotkałem się z żartobliwą tezą, że te liczby oznaczają średnicę węża w układzie chłodzenia, i równie dobrze mogłaby to być prawda. Żeby nie było za łatwo – w przypadku elektryków moce pod tymi samymi liczbami były znacząco inne (np. 50 e-tron to 340 KM).

BMW 318i

Proste i w miarę intuicyjne.

Skoro przy elektrykach jesteśmy – to właśnie od nich zaczęła się zmiana. Już w Q8 e-tron zniknęły oznaczenia liczbowe na klapie, lecz wciąż były obecne w konfiguratorach czy materiałach reklamowych. Dopiero Q6 e-tron zrywa z nimi całkowicie, w czym pomaga skromny wybór układów napędowych, obecnie złożony z zaledwie dwóch opcji. 

A czym jest Audi Q6 e-tron?

Oczywiście elektrycznym SUV-em, czyli odpowiednikiem Q5 po wtyczkowej stronie mocy, które z kolei jest podniesionym odpowiednikiem A4. Nie jest to w żaden sposób model związany z A6. Audi najwyraźniej chce usunąć jedno źródło dezorientacji z oznaczeń, by wprowadzić kolejne. Ale mniejsza z tym – Q6 to ingolstadzki odpowiednik nowego Porsche Macana.

Auta są technicznymi bliźniakami, opartymi na nowej, czysto elektrycznej platformie PPE. Nie dzielą za to wersji napędowych. Audi jest dostępne jak na razie w dwóch wersjach, oznaczonych po prostu Q6 e-tron quattro i SQ6 e-tron – pierwsza z nich oferuje 388 KM, druga 490 KM. Obie za to korzystają z takiej samej jak w Porsche baterii o pojemności 94,9 kWh netto, co przekłada się na zasięg odpowiednio do 624 km i 598 km – przynajmniej w teorii.

oznaczenia silników Audi

Na tym przykładzie widać już, jaki jest pomysł na nowy „system” oznaczeń – po prostu ich brak. Q6 ma jeszcze dostać słabszą, tylnonapędową wersję (oczywiście bez „quattro” w nazwie) i tyle – a na ewentualne różnice w pojemności akumulatora wymyśli się nowy dopisek. Cóż, zobaczymy, jak to będzie wyglądać w praktyce, bo nie brzmi to jakby było bardzo przemyślane. Tym bardziej biorąc pod uwagę, że pomysł opiera się częściowo na sztywnej zależności między napędem na jedną lub dwie osie a mocą. Być może dlatego też, według przedstawicieli Audi, oznaczenia na razie znikną całkowicie z modeli elektrycznych, a w przypadku spalinowych pewne jest tylko zniknięcie ich z nadwozi – o tym, czy zostaną w konfiguracji i marketingu, ostateczna decyzja jeszcze nie zapadła.

Ale… chyba już lepsze będą te niezbyt intuicyjne cyfry niż nic

Weźmy na przykład takie Audi A4 – nie licząc S/RS4, ma ono 6 wersji silnikowych, po 3 zasilane paliwem pachnącym i śmierdzącym. Przy czym zarówno najmocniejszy diesel jak i środkowa benzynówka są dostępne z napędem na jedną lub dwie osie – zdecydowanie sam dopisek „quattro” nie wystarczy, a z innych dopisków mógłby wyjść tasiemiec nazewniczy (niczym Mercedes-AMG GT 4-door Coupe 63 S E-performance 4Matic+). No, chyba że Audi planuje redukcję oferty do najwyżej dwóch wersji napędzanych tym samym paliwem (plus być może hybryd?), z czego zawsze ta mocniejsza miałaby quattro. Byłoby to jakieś rozwiązanie problemu, ale chyba nie o to chodzi – w końcu lepiej mieć szerszy wybór spośród dziwnie oznaczonych wersji, niż prawie go nie mieć z prostymi oznaczeniami.

Na klapie tego nie widać, ale niestety pełna nazwa tego auta jest koszmarnie długa i skomplikowana.