Cześć, zapraszamy na Garażowe rozmowy! W tym tygodniu pozostajemy w klimatach związanych z nauką jazdy, ale tym razem pochylimy się nie nad kwestią zdobycia upragnionych uprawnień, a nad początkowym etapem nauki.

Ilu kierowców, tyle historii związanych z pierwszymi próbami samodzielnego prowadzenia samochodu – lub innego pojazdu mechanicznego. Jedni swoje pierwsze motoryzacyjne kroki stawiali u rodziny na wsi, być może za kierownicą jakiegoś Ursusa, inni śmigali po lesie zdezelowanym autem miejskim, a dla jeszcze innych pierwszym kontaktem ze stanowiskiem dowodzenia był kurs w szkole nauki jazdy.

Ja zacząłem się uczyć jeździć stosunkowo późno

Oczywiście stosunkowo późno jak na fakt, że od zawsze jestem automaniakiem. Moje pierwsze próby za kierownicą miały miejsce, gdy miałem 17 lat, a odbywały się na dużym i pustym placu. Pamiętam, że miałem ogromny problem z opanowaniem jednoczesnego odpuszczania pedału sprzęgła i dodawania gazu, więc co się naskakałem podczas takiego kangurowania to moje. A właściwie nasze, bo tę wątpliwą rozrywkę zafundowałem też mojemu tacie.

Gdy kolejne próby wyglądały tak samo, zmieniliśmy się za kierownicą i mieliśmy już wracać do domu, ale tata wpadł wtedy na pomysł, żeby zmienić metodę i spróbować jazdy na tzw. półsprzęgle. Ja absolutnie nie miałem już na to ochoty, przekonany, że będzie to kolejna piękna katastrofa – ale gdy ostatecznie ponownie wsiadłem za kółko naszego Mondeo, to… jakoś poszło. Poszło na tyle dobrze, że chwilę później odpuszczałem już pedał sprzęgła czy zmieniałem bieg.

garażowe rozmowy

To zdjęcie ma już kilka lat – wykonano je jeszcze przed naprawą blacharską progów. Forda sprzedałem, ale do dziś jeździ i ma się dobrze.

Mam tu nawet takie dwie drobne ciekawostki: pierwsza jest taka, że to Mondeo mieliśmy potem jeszcze przez kilkanaście lat, z czego przez 11 jeździłem nim ja. Druga: sam na tym aucie nauczyłem podstaw obsługi auta jeszcze kolejne dwie osoby. Bardzo mnie to zresztą cieszy, zwłaszcza że jedna z tych osób powiedziała mi wprost, że jej ojciec bardzo szybko się denerwował i obawiał się uszkodzenia samochodu, więc nauka z nim na fotelu pasażera nieszczególnie różniła się od przebywania w aucie z tykającą bombą – a to nie zachęcało do wzięcia udziału w kursie nauki jazdy. Mam więc swój drobny wkład w to, że po drogach jeździ jeden kierowca więcej.

A jak to wyglądało u Was? Kto Was nauczył jazdy samochodem? Gdzie to się odbywało? Jakim autem?

 

Zdjęcia: Mateusz Kuchna

Spodobał Ci się ten tekst? Rozważ postawienie nam wirtualnej kawy - dzięki!

Postaw mi kawę na buycoffee.to