Piątek – pracy koniec, zabawy początek, a my tradycyjnie zapraszamy na Garażowe rozmowy. Jak widzicie, za oknem nieustannie śnieg na przemian z pluchą i generalną grzybnią. A co gorszego może przytrafić się naszym gratom, gablotom, gruzom i landarom (niepotrzebne skreślić) poza solą, wilgocią i błotem? Oczywiście awaria w soli, wilgoci i błocie. 

No dobra, niekoniecznie musimy snuć wizje katastroficzne – usterki w letni, słoneczny dzień też potrafią napsuć krwi. Ale żeby nie było za nudno, naszym tematem przewodnim nie będą dziś awarie w postaci przepalonej żarówki czy sprzęgła zużytego po okresie eksploatacji przewidywanym przez producenta. Tym razem porozmawiamy sobie o najbardziej nietypowych (a momentami i fascynujących) usterkach, z jakimi przyszło nam się zmierzyć. Niekoniecznie muszą być wyjątkowo trudne do zdiagnozowania – mogą być także na tyle absurdalne, że aż anegdotyczne.

Co więcej, dziwna awaria niekoniecznie musi się wiązać z dziwnym samochodem

Dla przykładu, mój pierwszy wóz, jakim jest Mercedes W124 z 2,5-litrowym dieslem, ni z tego, ni z owego, zaczął wydawać osobliwe dźwięki podczas ostrego skręcania w prawo. Trochę jak jeleń na rykowisku. Pierwsze podejrzenia padły na pompę wspomagania – bywa, że brak płynu inspiruje pompy do wydobywania z siebie agonalnego buczenia. Dolałem ATF – bez zmian. Wybrałem się zatem do warsztatu, przy okazji by wymienić przednie tarcze i klocki (było to za czasów, gdy nie odróżniałem śrubokręta od młotka), mechanik zerknął – nie widać żadnej anomalii. W końcu przy którejś następnej wizycie dojrzał pewien szczegół, a okazała się nim być mocno skorodowana i odkształcona tarcza kotwiczna, o którą podczas skrętu coś ewidentnie haczyło i przynosiło wstyd przy manewrach.

garażowe rozmowy

Kolejna przygoda pośrednio związana z korozją spotkała mnie w zeszłym roku. Brałem wtedy udział w rajdzie nawigacyjnym Fiatem Cinquecento 700 mojej dobrej przyjaciółki. Wóz latał jak szatan, ale coś go czasami dziwnie znosiło na jedną stronę po pokonywaniu ciaśniejszego zakrętu. No dobra, trudno, jeździć obserwować. Do mety dotarł wprawdzie bez zająknięcia, ale gorzej z podróżą na dworzec kolejowy następnego dnia. Przy ruszaniu spod świateł mocno zgniłe mocowanie wahacza spowodowało, że jeden z przegubów wybrał się razem z kołem na wycieczkę poza obrys nadwozia.

Z racji bycia fanatykiem starych sztrucli, historie takie jak powyższe towarzyszą mi każdego roku i na szczęście kończą się happy endem (na razie, odpukać, nie Maluchem Happy Endem). Ale czymże byłby żywot graciarza bez przegrzania hamulców w Peugeocie 505, 15-godzinnej trasy z Gdańska do Warszawy w Subaru Leone, czy nawet pozornie banalnej usterki reflektora w Reliancie Rialto?

A jakie były najdziwniejsze awarie, które Was spotkały?

 

Zdjęcie główne: jcomp, Freepik.com

Spodobał Ci się ten tekst? Rozważ postawienie nam wirtualnej kawy - dzięki!

Postaw mi kawę na buycoffee.to