Dzień dobry, zapraszamy na kolejny wpis autorstwa Dominiki Węcławek, czyli GratoWiedźmy. Tym razem Dominika serwuje nam nowość we wpisach gościnnych na Petrolheart: test nowego samochodu.

Elektryczne Volvo EX30 miało swą premierę już kilka miesięcy temu, ja miałam okazję przetestować dwie wersje napędowe- tę skromniejszą jednosilnikową i tę potężną znaną jako Twin Motor Performance, którą poniżej opisuję. I – co może was rozczarować – spodobało mi się.

Volvo EX30

„Nie pasujesz do tego chińczyka” – mówili moi graciarscy znajomi. Oczywiście, jeśli mam wybór – jechać nowym, pachnącym fabryką autem, albo czymś, czemu bliżej do huty – zawsze wybiorę tę druga opcję. Czy to znaczy, że nie wykorzystam okazji, by polatać jakimś elektrykiem?

Dajcie mi kluczyki i rzucam impuls na cewki!

Dlatego gdy nadarzyło się dogodne okienko, aby porwać najmocniejsze, dwusilnikowe Volvo EX30 na nieco dłuższą jazdę miejsko-wiejską i sprawdzić nie tylko jego potencjał wyścigowy wynikający z rekordowego przyspieszenia, ale też off-roadowy charakter (no bo ma napęd na 4 koła, więc przecież musi dobrze iść po błocie, prawda?), spakowałam zestaw kamer, aparat i ruszyłam w drogę.

Volvo EX30 – wygodny mini-SUV

Na pierwszy rzut oka bryła EX30 nie wyróżnia się mocno na ulicy. Przechodnie nie odwracają się za nim – ani tak, jak mogliby to robić za Countachem (w sensie, ze w trybie „wow”), ani jak za Multiplą („yyyy”). Jest po prostu zgrabne i wpisuje się w obecne trendy. Ma kilka charakterystycznych elementów, które pozwalają podkreślić jego pochodzenie. Pierwsze to „młoty Thora”, czyli reflektory, których kształt wprowadzono jako wyróżnik wizualny na nowo definiujący skandynawską tożsamość wpadającej w chińskie objęcia marki. Drugi element to „grill”, a w zasadzie wspomnienie po nim – pionowa ściana na froncie auta odwołująca się swym kształtem do złotej ery „klasycznych” volvowskich cegieł z napędem na tył.

Z zewnątrz to chyba tyle. Oczywiście jest mnóstwo miejsc na aucie, na których po prostu widnieją napisy „Volvo”. Gdyby ktoś przez przypadek niechcący pomylił je z jakimś innym małym SUV-em, Zeekrem, czy czymś takim, to te wszystkie „Volvo, Volvo, Volvo” z przodu, z boku, z tyłu, i na różnych lampach szybko go naprowadzą, że być może jest to Volvo.

Gama kolorystyczna jest dość skromna – oprócz tradycyjnej palety monochromatycznej na uwagę zasługuje ciekawie mieniący się odcieniami limonki „Yellow Moss”, który jest niedostępny w wersji podstawowej modelu.

Wnętrze? Minimalistyczne pod każdym względem

Na drzwiach tylko proste schowki i klamka, skromne, gustowne zgranie tkaniny tapicerskiej z elementami pozyskiwanego z recyklingu plastiku. Na desce? Wielka pustka. Poza umieszczonym centralnie wyświetlaczem kojarzącym się z rozwiązaniami znanymi z aut Elona Muska, niewiele się tu dzieje. Zaskakująco dużo oczywiście mamy do wyklikania na samej „kwadratowawej” kierownicy, nieco kojarzącej mi się z niektórymi gokartami. To z jej poziomu ustawiamy lusterka, tu tez możemy regulować podstawowe funkcje auta.

Na szczęście jest kilka rzeczy manualnych. Wciąż trzeba wcisnąć dźwignię przestawiającą kierunek jazdy, wciąż można przerzucać kierunkowskazy manetką. Inna rzecz, że akurat ta manetka w „moim” egzemplarzu potrafiła robić fochy i nie zawsze auto było skłonne odstąpić od mrugania kierunkowskazem. Wciąż mamy ręczne przyciski do opuszczania szyb i ręcznie ustawiane lusterko wsteczne. No i to by było na tyle.

Volvo EX30

Na podszybiu widać soundbar systemu audio. Zależnie od wersji auta mieści on 4 lub 6 głośników.

Klima? Tylko na tablecie. Otwieranie bagażnika z wnętrza? Tylko na tablecie – choć oczywiście z zewnątrz auta mamy przycisk w klapie i czujnik, pozwalający bez użycia rąk otworzyć sobie przestrzeń ładunkową i wrzucić tam potężne mikrosiatki czy nanokartony z zakupami.

Auto ma 9 głośników bardzo cenionej firmy Harman Kardon, ale nie we wszystkich wersjach – bazowo otrzymamy ich (głośników) 5. Soundbar stanowi harmonijną część deski rozdzielczej i rozciąga się na całej jej szerokości. Jest na tyle przemyślany, że wykorzystuje akustykę wnętrza, pozwalając nawet pasażerom z tyłu i sztucznym kwiatkom oraz zakupom w bagażniku cieszyć się zarówno wysokimi, jak i niskimi tonami. Naprawdę Volvo EX30 gra bardzo ładnie i sprawdzi się tez w roli małego boom-boxa na plenerowej imprezie, o ile uwzględnicie też jakieś opcje dostarczenia mu dodatkowego prądu, tak na wszelki wypadek. Ładowanie? Tak. Otóż możemy w tej sytuacji opowiedzieć troszkę o bolączkach tego Volva, bo to chyba dobry moment.

Volvo EX30

Volvo EX30 i choroby wieku dziecięcego

Otóż EX30 to auto zbudowane na platformie SEA (Sustainable Architecture Experience). Jest to sprytne modułowe rozwiązanie elektryczne pozwalające na konstruowanie na jego bazie różnego rodzaju nadwozi z wykorzystaniem napędu na przednią, tylną lub na obie osie. Volvo EX30 dostępne jest w wersji z jednym (RWD) lub dwoma silnikami (AWD).

I wszystko jest okej, ale jednocześnie Volvo EX30 oprócz tego, że dla użytkownika ma interfejs Androida, to ma nowe oprogramowanie sterujące, które ma być też docelowo wykorzystywane w jego większym bracie, EX90. Ci, którzy śledzą rozwój marki słyszeli, że premiera tego elektrycznego mastodonta opóźnia się ponoć w związku z wyzwaniami związanymi z oprogramowaniem. Dlaczego więc EX30 już jeździ?
Cóż, rozmawiałam z kilkoma osobami odpowiadającymi zarówno za serwisowanie i przygotowywanie do wydania klientom nowych EX30, jak też śledzę rozmowy na grupach dla użytkowników i wygląda na to, że EX30 to taki poligon doświadczalny – czy też, jak to mówią programiści, „stage” przed wydaniem na „live” nowego rozwiązania.

W związku z tym – zarówno po stronie serwisowej, jak i użytkowej, wyskakują różne „bugi”, które systematycznie są łatane. I tak serwisanci narzekają na problem z językiem oprogramowania, zawieszaniem się, koniecznością działania „po kablu” zamiast bezprzewodowo, co wydłuża procedury serwisowe.

Użytkownicy zaś odnotowują problemy z ładowaniem (w ogóle) na określonych typach ładowarek czy z jego prędkością. Zdarzały się „blue screeny” w czasie jazdy. Domyślacie się, że nie jest to komfortowe uczucie, kiedy nie możecie zobaczyć ani prędkości, z jaką się poruszacie (a przecież dla takich zwinnych i dobrze wygłuszonych elektryków subiektywne odczucie prędkości bywa złudne), ani mapy, ani informacji o zużyciu prądu, ani sterowania nawiewem. Niczego. Tak, jakby wam padła cała tablica rozdzielcza wraz ze wszystkimi pokrętłami i włącznikami. Na szczęście oprogramowanie to tylko kwestia aktualizacji, pewnych poprawek. A jak się jeździ takim smartfo… autem?

O ile siedzisz z przodu to Volvo EX30 jest wygodne

Poczynając od komfortu samego fotela i bardzo dobrej widoczności przez ergonomię otoczenia – zgrabną niewielka kierownicę, wszelkiego rodzaju podłokietniki, uchwyty i cupholdery, wygodne i łatwo dostępne schowki z wyjściami na przewody do ładowania. Jedne schowki otwierają się tylko z poziomu ekranu dotykowego (na przykład ten znajdujący się od spodu deski nierozdzielczej), inne są domykane ręcznie. Jest też korytko, które uwielbiają pokazywać wszyscy handlowcy, prawdopodobnie napawa ono wielką dumą samego producenta, gdyż posiada wytłoczone po zewnętrznych stronach „szwedzkie” pejzaże i łosie. W podobnym klimacie zdobiona jest od wewnątrz uchylna pokrywa schowka we frunku (przednim bagażniku).

Volvo EX30

Lusterka bezramkowe stanowią wizualne dopełnienie ascetycznego futuryzmu proponowanego przez markę. Oczywiście mają też funkcję znaną już ze starszych, także spalinowych modeli polegająca na sygnalizowaniu podświetleniem pojazdów znajdujących się na sąsiednim pasie.

Przednie, elektrycznie przesuwane fotele są regulowane intuicyjnie funkcjonującą dźwignią. Natomiast tylna kanapa… cóż. No jest. Jest wygodna, ale nie oferuje dramatycznie dużo miejsca na nogi, a otwór drzwiowy jest dość wąski. O ile jako osoba o przeciętnym wzroście (171 cm) jakoś mogę się odnaleźć, o tyle instalowanie tam większego fotelika z Isofixem i upychanie tam dziecka 2+ jest już dyskusyjnie komfortowe. Nie mówię, że mamy tu doznania godne jazdy Fiatem 126 nad morze z zapasem żywności i namiotem oraz materacami, ale jednak nie polecam wam w cztery dorosłe osoby testować trasy 300 km+. Wychodzę jednak z założenia, że EX30 to raczej model projektowany z myślą o jeździe w mieście…

Volvo EX30 kontra miasto

Do tego celu szwedzki elektryk wydaje się być idealny. Zwłaszcza, jeśli macie już rodzinę i potrzebujecie jeździdła większego niż jakieś pocieszne mikrosamochody, a jednocześnie wolicie na krótkich dystansach jeździć na prąd. Volvo EX30 prowadzi się bardzo wygodnie, komfortowo się nim manewruje, jak na auto z napędem na wszystkie koła jest przyjemnie zwrotne i w zasadzie wręcz zaprasza do tego, co jest domeną takiego bujania się po mieście – tu zaparkować pod przedszkolem, tam podjechać pod biuro, tutaj wcisnąć się w jakąś wolną przestrzeń i wyskoczyć po świeże warzywa, zawieźć jakieś dokumenty i wrócić sobie spokojnie do domu.

Tylko po co do tego opcja przyspieszania w 3,6 sekundy do setki? No cóż, żyjąc w mieście pełnym skrzyżowań równorzędnych i bocznych uliczek, z których musisz się wślizgnąć w główny strumień aut – można docenić taką moc (428 KM). Tym bardziej, że dzięki elektrycznemu napędowi masz ją natychmiast dostępną w całości. Systemy wspomagające pozwalają trzymać też to małe pudełko w miarę pod kontrolą, chociaż w czasie swoich testów zabrałam EX30 także na drogi, na których wiem dobrze, że nie tylko wytrawni gracze z autami RWD bawią się dobrze wychodząc z zakrętu na śliski bruk. W takich miejscach, przy napędzie AWD, nasz dzielny królik doświadczalny (na pusto, to znaczy wioząc tylko mnie i sprzęt wideo) okazywał się być podsterowny.

Ta flaga nie oznacza miejsca produkcji auta.

Zawieszenie natomiast oczarowało mnie. Mimo, ze pewnie jeszcze długo nie zobaczymy na polskich drogach wersji Cross Country, to ta bazowa powinna być wystarczająca do jazdy po lokalnych wertepach. Nie przyciera, nie jest też zbyt miękka, nie powoduje niekomfortowego uderzania na większych dziurach (Wrocław potrafi być miejscami piekłem dla aut o zbyt małym prześwicie). Typowe nierówności wybiera bardzo ładnie, nietypowe zaś stara się pokonywać dając podróżnym poczucie pewnego zapasu bezpieczeństwa. Jeśli chodzi o jazdę po „normalnych”, utwardzonych drogach – to auto jest świetnie wyważone, dobrze trzyma się zakrętów, a dodatkowa kontrola toru jazdy (EX30 sam skręca kierownicą korygując położenie względem pasów) może uchronić przed kolizjami lub niepotrzebnym stresem zwłaszcza mniej doświadczonych lub bardziej zmęczonych kierowców.

Skoro już o zmęczeniu mowa, to Volvo oprócz LIDAR-u monitorującego najbliższe otoczenie wyposażone jest też w wewnętrzny system kontroli skupienia kierowcy. Może to jest trochę paradoksalne, może niekonsekwentne, że z jednej strony mamy wielki ekran pośrodku zamiast kilku wygodnych zegarów za kierownicą – w efekcie czego czasem nas rozprasza sprawdzanie jakiejś informacji o pojeździe lub o podróży, lub ustawianie czegoś w samochodzie, a z drugiej strony auto nas gani za to, że za długo nie koncentrujemy się na prowadzeniu i uciekamy wzrokiem na bok. Co się dzieje, kiedy Volvo uzna, że się za bardzo rozpraszamy? Ja doświadczyłam jedynie drobnych sugestii, którym ciężko się oprzeć – po prostu Volvo zaproponowało mi przerwę kawową. Niestety nie posiada wbudowanego ekspresu i nie potrafi samo zaparzyć kawy, dlatego ode mnie tylko 3 na 10.

Volvo EX30

Co natomiast MA to Volvo?

Na przykład funkcję „one pedal drive”, która zapewne zapowiada nadejście mrocznych czasów, w których kierowcy będą mieć już nie trzy – czy w skrajnych wypadkach cztery pedały – nie dwa, a jeden taki nożny mechanizm dźwigniowy do zarządzania wszystkim. Resztę załatwią sensory, motory i algorytmy decydujące, kiedy hamować, a kiedy wrócić do zdefiniowanej prędkości. Póki co można jeszcze sobie to wszystko powyłączać i… zabrać tego małego hot-SUV-a na jakieś wyłączone z użytku odcinki górskich tras albo fajny tor, by wykorzystać drzemiący w zwojach sportowy potencjał tego auta.

Ten zaś nie śpi spokojnie. To auto aż kusi, by pokazać, jak bez wysiłku wystrzeliwuje do maksymalnej, zatrzymanej sztucznie przez oprogramowanie na 180 km/h prędkości, jak świetnie radzi sobie na wirażach i jak bardzo dzięki 428 koniom mechanicznym można nim objechać inne, „tłustsze” fury. Jak współgra to z ogólnym podejściem Volvo do bezpieczeństwa na drodze? Nie wiem, ale wiem jedno – w tym aucie zdecydowanie nie czuć prędkości, nawet tej nadmiernej, a jazda daje bardzo dużo frajdy. To dość dyskusyjne połączenie, bo wielokrotnie spotykamy się z argumentacją „jeżdżę szybko, ale bezpiecznie”, „mam nowe, mocne auto, mogę więcej”.

Gdyby ktoś chciał wiedzieć ile to kosztuje, to właśnie tyle.

Na szczęście te zapędy ogranicza nie tylko pełen zestaw algorytmów, ale też naturalna prądożerność…

W tym aucie zdecydowanie trzeba się nauczyć umiaru, albo pogodzić z tym, że nie będzie to żadne 17 kWh/100 km, tylko 20-25 kWh, a przy „ciężkiej nodze” nawet więcej. Są już jednak w Polsce mistrzowie, którzy potrafią zejść do 11-12 kWh, z zastrzeżeniem, że takie efekty osiągają przede wszystkim przy spokojnej, miejskiej jeździe.

Jak sami widzicie, Volvo EX30 pełne jest paradoksów i choć może wyglądać niepozornie (a nawet nieco nudno i przewidywalnie) i wkurzać ascetyzmem (choć ja to lubię), to ma ten pierwiastek radości który sprawia, że dla mnie jest autem, którym chce się jeździć.

A na koniec polecam waszej uwadze mój test w formie filmu.

 

Zdjęcia: Dominika Węcławek